Teraz załapałem sobie z pośredniaka czasową robótkę - lekką, łatwą i przyjemną.
A polega na tym, że w pewnej drukarni dostali rządowe zlecenie i drukują miliony broszur - dla każdego rolnika w Polsce, który ma możliwość starania się o jakąkolwiek unijną dopłatę (sam bełkot i bzdury - pewnie i tak 95% z tych rolników od razu wywali to do kosza).
Więc maszynki drukują, a ja wraz z kilkudziesięcioma innymi osobami mamy te papierzyska posegregować na kupki i włożyć do kopert.
Tylko że cały czas im się drukarki psują i robią na jakieś 30% mocy. Dlatego przez 8h roboty robię (i to spokojniutko) ze 3. Reszta to siedzenie, zawodowe obijanie się, markowanie roboty (żeby jakiś nawiedzony kierownik nie wymyślił bojowego zadania typu: przenieść pudła spod jednej ściany pod drugą) i wypady na fajkę.
Ogólnie to wszyscy tam zlewają... Na nocce dzisiaj kierowniczka w swoim gabinecie spała w najlepsze, ochroniarz prosi ludzi, żeby go nie budzić przed 4-tą (otwiera drzwi do budynku).
A rolnicy pewnie dostaną te swoje broszury sporo po czasie, bo już 4-ty dzień drukują to, co powinni wydrukować dnia pierwszego.
Oto Polska właśnie
