ciekawe rozwinięcie wyżej wklejonego artykułu przez Cegłę:
Jak NBA przegrywa z Europą?Mój redakcyjny kolega Paweł Rzekanowski napisał artykuł pod tytułem "NBA przegrywa z Europą". Ciekawy temat, który pozwolę sobie doprecyzować, bo Paweł - zapewne ze względu na to, że "Gazeta Wyborcza" ma określoną objętość i kolumn na koszykówkę ostatnio się w niej nie przeznacza - ograniczył się tylko do trzech przykładów zawodników, którzy wybrali (albo o tym mówią) kluby europejskie zamiast NBA.
Poza Juanem Carlosem Navarro (z Memphis do Barcelony), Carlosem Delfino (z Toronto do Chimki Moskwa) i wciąż negocjującym Joshem Childressem (z Atlanty do Olympiakosu Pireus?) byli to Bostjan Nachbar (z New Jersey do Dynamo Moskwa), Tiago Splitter (od San Antonio wolał Tau Ceramikę Vitoria) i Goran Dragic (od Phoenix także wolał Tau). Kolejnym będzie zapewne Jose Garbajosa, którego kontrakt z Toronto jest już nieważny i chyba tylko kwestią czasu jest umowa w lidze hiszpańskiej.
Hiszpanie, Słoweńcy, Argentyńczyk, Brazylijczyk. Jeden Amerykanin, ale pod znakiem zapytania. Upraszczając można powiedzieć, że to zawodnicy z szerokiej rotacji. W żadnym wypadku gracze pierwszoplanowi czy decydujący o wyniku zespołu. To już osłabia nieco 'porażkę' NBA z Europą.
Ale nie jest oczywiście tak, że problemu, dla NBA, nie ma. Dotychczas byliśmy świadkami odwrotnej tendencji - powodowanego marzeniem parcia do NBA, nigdy w kierunku odwrotnym. Teraz Europejczycy wolą grać w Europie - Navarro w rodzinnej Barcelonie, gdzie jest koszykarskim półbogiem, dostanie 24 mln dolarów za cztery lata. Trudno mu się dziwić i jeśli podobny ruch za kilka lat wykonają np. Andris Biedrins, Mehmet Okur czy Fabricio Oberto, to o zdziwieniu też nie powinno być mowy.
Poza słabym dolarem powodem takiej tendencji są też podatki, które w USA mogą pochłaniać nawet połowę kontraktu. Jeden z ekspertów wyliczył (w środku artykułu), że te 3 mln dolarów, które Delfino dostanie w Moskwie odpowiadałyby aż 9 mln rocznie w NBA! Kursy, podatki (w Europie za zawodników płacą kluby), różnica znacząca...
Bardzo ważnym powodem są też skomplikowane zasady podpisywania umów i salary cap, które obowiązują w NBA. Grupa restricted and unrestricted free agents, do której należy właśnie Childress, jest w tego lata wyjątkowo duża. Nazwiska? Josh Smith, Emeka Okafor, Luol Deng, Ben Gordon, Delonte West, J.R. Smith, Biedrins, Monta Ellis, Dorell Wright, Sebastian Telfair, Nenad Krstic, Jannero Pargo, Bonzi Wells, Andre Iguodala, Louis Williams, Kurt Thomas, Ricky Davis, Jason Williams. Nieźle, prawda?
Kluby NBA nie chcą ich już przepłacać. New York Knicks czy Dallas Mavericks, które w minionych sezonach płaciły chyba najwięcej tzw. luxury tax, czyli podatku za przekroczenie salary cap, ale także inne kluby, teraz uważnie patrzą na każdego wydanego dolara. Na dodatek, zgodnie z przepisami NBA, kluby mające prawa do zawodnika, nie mogą zaproponować tzw. wyrównania oferty w stosunku do konkurentów z Europy, co dawałoby im wówczas pierwszeństwo podpisania umowy. Dlatego Childress, któremu Atlanta daje 36 mln za 5 lat (7,2 za rok, w rzeczywistości pewnie ok. 4 mln), może się skusić na 20 mln za trzy lata z Olympiakosu (6,6 mln na rękę rocznie).
NBA, zamiast snuć plany o globalnej ekspansji (Chiny, Meksyk, Indie czy nawet European Division), powinna pomyśleć o porozumieniu z FIBA odnośnie transferów. Tym bardziej, że szykują się kolejne problemy...
Brandon Jennings, 19-letni rozgrywający, jeden z najlepszych w swoim roczniku, talent na miarę NBA, zamiast tradycyjnej drogi szkoła średnia-rok na uniwersytecie-draft do NBA, tuż po liceum wybrał Europę. Podpisał kontrakt z Lottomatiką Rzym. Nie złamał żadnych zasad. Po prostu wybrał inaczej. Lepiej?
NBA, aby zatrzymać przeskakiwanie koszykarzy prosto ze szkół średnich do NBA, wprowadziła kilka lat temu przepis mówiący o tym, że aby podpisać kontrakt w NBA zawodnik musi mieć skończone 19 lat i przynajmniej rok od ukończeniu nauki. Oczywiście żaden gracz nie może sobie na taką przerwę pozwolić, więc wszyscy wybierali na rok uniwersytety, w których grali za darmo. A Jennings wybrał Europę. I tłumaczy:
I think people just develop better over there. You’re playing professional ball for a year, you’re playing against guys who are older than you. I’ll constantly be playing basketball 24-7. I don’t have to worry about school and things like that. For a person that plays ball, our dream is to get to the NBA. College is like, O.K., we’ll do this one year, but our real mind-set is that we’re trying to get to the league, take care of our families. They’re making us do college so we feel like, Let’s do one year, go to class half the time.
Kawa na ławę, żadnej hipokryzji. No, oczywiście, Jennings nie wspomniał, że przy okazji zarobi jeszcze kilkaset tysięcy dolarów. To dobry wstęp do kariery w NBA, w której zresztą nikt w ciągu pierwszych trzech-czterech lat nie wybije się na poziom wielkich pieniędzy. Ograniczone przepisami kontrakty dla debiutantów zniechęciły ostatnio właśnie Splittera.
Od przypadku Jenningsa już chyba naprawdę niedaleka droga do tego, aby europejskie kluby wysyłały swoich skautów do amerykańskich szkół średnich... I to tu może zacząć się porażka NBA z Europą - co będzie jeśli tak Jennings okaże się wielką gwiazdą i CSKA za rok będzie chciała mu dać kontrakt w wysokości, powiedzmy, 40 mln dolarów za cztery lata? Niemożliwe?
NBA na pewno nie przegra jednak z Europą jeśli chodzi o gwiazdy. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. Najlepsi należą jeszcze do NBA.
- - - - -
i jeszcze niezły komentarz odnośnie zarobków w USA:
no nie wiem czy się pomyliłem bo znalazłem takie cuś:
-- 4 percent on the first $10,000 of taxable income
-- 6 percent on taxable income between $10,001 and $40,000
-- 8.5 percent on taxable income of $40,001 and above.
to jest podatek stanowy w Washington DC , do tego chyba dochodzi jeszcze podatek federalny który wynosi 35% od dochodów powyżej 357tys rocznie. Wychodzi 44,5% dla wysokich dochodów (link1, link2) Z podatkiem czy bez i tak płace są w zasięgu rosyjskich miliarderów, zrobili to w siatkówce i hokeju, czemu mają nie zrobić w koszykówce.
Co śmieszne znalazłem też gdzieś że w Texasie nie płaci się podatków stanowych ale gracze Dallas czy San Antonio muszą zapłacić podatek stanowy za każdy mecz rozegrany poza granicami stanu wg lokalnej stawki, a potem składają wniosek o zwrot w Texasie, lepsza biurokracja niż u nas
