Brytyjski dziennik „Guardian” dotarł do oficjalnego raportu UEFA analizującego wyniki finansowe klubów w najważniejszych ligach Europy. Przebadano 732 kluby. Okazało się, że – według stanu na koniec roku 2008 – aż 56 procent zadłużenia przypadało na kluby Premier League.
Jej 18 klubów było swoim wierzycielom winnych więcej niż 714 pozostałych badanych klubów razem wziętych. Dlaczego 18, a nie 20? Bo dwa najbardziej zadłużone, czyli Portsmouth i West Ham, w ogóle nie otrzymały licencji UEFA w sezonie 2007-08, ze względu na finansowe nieprawidłowości i nie zostały objęte raportem.
Całkowity dług osiemnastu angielskich klubów to prawie 4 miliardy euro (3,5 miliarda funtów), około cztery razy tyle, ile długów miały wtedy kluby drugiej najbardziej zadłużonej ligi: hiszpańskiej Primera Division.
Nie wiem dokładnie, ile zalegają wierzycielom kraje afrykańskie, ale pewnie mniej.
Kluby Premier League otrzymały od stacji telewizyjnych o wiele więcej niż ich rywale z innych lig. Średnio każdy z 18 klubów dostał 122 miliony euro. Następna w tabeli, niemiecka Bundesliga, to średnio 79 milionów euro przychodu dla każdego z klubów.
Poza tym każdy, kto odwiedzał angielskie stadiony, wie, że kluby angielskie każą sobie płacić najwięcej za samo wejście na stadion.
Jak to możliwe, że kluby, które dostają od stacji TV najwięcej pieniędzy, są najbardziej zadłużone? Jako powód raport podaje to, że na Wyspach zdecydowanie najwięcej płaci się piłkarzom. Ich pensje są niebotyczne, a dodatkowo rynek wymusza ich wzrost z roku na rok.
Oficjalnie raport ujrzy światło dzienne za klika tygodni. Wówczas UEFA ma zamiar zaproponować konieczność wprowadzenia zasad programu nazywanego roboczo „Finansowe Fair Play” (Financial Fair Play). Podobno największe kluby naszego kontynentu, te, które regularnie występują w Lidze Mistrzów, uzgodniły już najważniejsze zasady programu. Najbardziej istotna z zasad mówi o tym, że od sezonu 2012-13 kluby będą musiały „wychodzić na zero” w swych rachunkach.
Idea godna uwagi, może nawet lekko przesadzona. Bowiem każdy, kto miał do czynienia z ekonomią, wie, że kredyt jest podstawą działalności. Kredyt dźwignią handlu, że tak się wyrażę.
Prezydent UEFA, Michel Platini, w przedmowie do raportu pisze, że liczby niosą ze sobą „coraz bardziej niepokojące sygnały” i inicjatywa UEFA jest konieczna, „aby poprawić zdrowie europejskiego futbolu”.
Jaka jest odpowiedź na tytułowe pytanie? Czy angielski futbol naprawdę jest chorym człowiekiem Europy? Po pierwsze Anglicy, pewnie by się zbuntowali. Oni nie do końca czują się częścią Europy. Inna waluta, samochody jeżdżące po przeciwnej stronie itd.
Z jednej strony trzeba brać pod uwagę powyższe liczby, z drugiej: mało kto zaprzeczy, ze Premier League jest obecnie najsilniejszą i najbardziej interesującą z lig europejskich. Czy taka jest cena sukcesu?
Coś na ten temat mogą powiedzieć kibice Portsmouth, który po miesiącach agonii wreszcie znalazł się „w administracji”. Jako pierwszy klub w historii Premier League. Najlepszej ligi na świecie.
Gdyby nie administracja, prawdopodobnie klub o 112-letniej historii zostałby zlikwidowany.
I to zaledwie półtora roku po największym sukcesie w swej w historii, po zdobyciu FA Cup.
Wszystko trzeba robić z głową. Nie można zadłużać się w nieskończoność.
Chętnie bym usłyszał stanowisko drugiej strony, tzn. klubowych włodarzy, co zamierzają zrobić Czy w nieskończoność rolować długi? Sorry za bankowy żargon. Chodzi o ciągłe przekładanie terminu spłaty długu. Bo kiedyś te długi przyjdzie zapłacić. A może nie być z czego. Coś trzeba zrobić, bo jeśli dla właścicieli taki klub to jedynie (droga) zabawka, to przecież dla kibica coś znacznie więcej. Często to całe jego życie.
Obecny stan większości klubów można porównać do... środkowego stadium choroby alkoholowej. Delikwentom trzeba pomóc, a nie ich karać. Trzeba wprowadzić jakieś zasady, bo wielu pacjentów może zejść na finansową febrę...
Portsmouth FC jest pierwszy. Kto następny?